Po japońsku doki doki, po angielsku du-dum a po koreańsku
dugeun dugeun. Na różne sposoby można określić jedną rzecz. Bicie serca, które
utrzymuje każdą jednostkę człowieczą przy życiu. I nikt nie może temu
zaprzeczyć, prawda? Często pomijana sprawa. Nikt nie zwraca uwagi na serce.
Ludzie palą, ćpają, piją, prowadzą zły tryb życia i nie dbają o to co mają
najważniejszego mają. Czasem mam ochotę zatrzymać się przy jakimś pierwszym
lepszym alkoholiku i powiedzieć mu, że musi wsłuchiwać się w bicie swojego
serca, życia i trwać przy nim. Lecz czy to by pomogło? No właśnie. Nie. Ludzie
zniszczeni mają małe szanse na ponowne odzyskanie pełni sprawności. Zatracają
się w nałogu i toną w nim. Spalają się jak kartka papieru a potem jedyny ogień dostają
już tylko w formie znicza raz w roku od miłej pani, która nie chciała by grób
był pusty. Czemu się nad tym rozwodzę? 2 Grudnia dokładnie dwa lata temu, kogoś
dopadło jego przeznaczenie, którego nie dałem rady ominąć. Mojego chłopaka. Stoję
właśnie teraz na cmentarzu powstrzymując łzy cisnące się do oczu, kładąc
czerwoną róże odznaczającą się na pierwszym tego roku śniegu. Może ja zacznę od
początku i opowiem wam moją krótką historię. Cofnijmy się dwa lata i trzy
miesiące.
***
- Nie tak, Shiroyama! Czemu nie możesz się skupić dzisiaj?
Co się z tobą dzieje? – Wzruszyłem ramionami i westchnąłem. Od tygodnia nie
mogłem ogarnąć życia.
- Moja siostra wyjechała na studia za granicę, trochę się tym
denerwuję – skłamałem gładko i wróciłem do rozciągania. Nawet to mi nie
wychodziło. Moja nee-chan naprawdę wyjechała ale ja wiedziałem, że da sobie
radę. Problem leżał gdzieś indziej jednak nikt nie mógł tego odkryć.
- Dobrze niech ci będzieYuu. A teraz od nowa wszyscy. – Zadecydował
nasz trener i chcąc nie chcąc musiałem wykonywać trudny układ taneczny z resztą
grupy. Kai patrzył na mnie wzrokiem kopniętego szczeniaka. Inni raczej nie
zwracali na mnie większej uwagi. Ten chłopak zdecydowanie zbyt dużo się o mnie
martwił. Po lekcji od razu do mnie doskoczył.
- Co się stało? – spytał ostrożnie, próbując nadążyć za moim
szybkim tempem.
- A co miałoby się stać? – odparłem spokojnie a za cel obrałem
szatnie. Musiałem szybko coś sprawdzić nim pójdę do domu.
- Przecież widzę – westchnął – Nie naciskam… może mało wiem
i w ogóle.
- Tak! – Wybuchnąłem gwałtownie zatrzymując się – nie idź za
mną, zajmij się sobą dziękuję do widzenia. – Prawie biegiem dopadłem do szatni.
Jedyne Co usłyszałem za sobą to ciche „chciałem tylko pomóc” Teraz nic się nie
liczyło. Nawet zraniony Tanabe.
Prosto z ośrodka skierowałem się na obrzeża miasta dokładnie
na plac przerwanej i porzuconej jak widać budowy. Po drodze nazrywałem białego
bzu z drogi a w sklepie kupiłem jakieś słodkie bułki i wodę. Wdrapałem się po
rusztowaniu na budynek uważając na kwiaty i już po chwili zobaczyłem swój cel
przez okno. ‘Jak ktoś może tak mieszkać?’ przeszło mi smutno przez myśl i
wślizgnąłem się do środka.
- Uruha? – zawołałem a on odwrócił się w moją stronę i
uśmiechnął. Jego uśmiech był najpiękniejszy na świecie, wszystko w nim takie
było. Złote włosy i ciemne oczy, miał wygląd porcelanowej laleczki. Trzeba było
jednak poznać go bliżej. Przyjrzeć się by zobaczyć sine cienie pod powiekami.
Bladość i suchość skóry, poniszczone ubrania. Wręczyłem mu kwiaty, siadając
obok. Znów malował na dużych kartonach, tym razem był to chiński czerwony smok,
chłopak miał talent. Przerwałem jednak ciszę jaka zaległa szybko.
- Kiedy brałeś? – rzuciłem pytanie cicho. W tym kątku było
pełno rysunków. Jednych bardziej chaotycznych innych mniej, niektóre po prostu
przedstawiały psychozę. Wiedziałem, że były nowe a co za tym idzie złamał daną
mi obietnicę.
- Wczoraj… Aoi… ja przepraszam. – Odpowiedział cicho,
odkładając pędzel. Tylko on tak się do mnie zwracał. Gdy się spotkaliśmy był
pod wpływem i jedyne co mówił to właśnie Aoi. Chyba przez to teraz nie może
przyjąć do wiadomości, że moje imię jest inne.
- Zgłoś się po pomoc. – powiedziałem twardo. Czemu nie mogło
to po prostu do niego dotrzeć? Zabijał się na moich oczach. Nie odezwał się,
tylko wrócił do malowania.
- Wiesz co oznacza biały bez?
- C-co oznacza? – przygryzłem lekko dolną wargę. Zmieniał
temat jak rękawiczki, to było do niego podobne.
- Każdy kwiat ma znaczenie. Babcia mnie tego nauczyła. –
jego zazwyczaj matowe oczy się ożywiły lekko – Bez biały – myślę o tobie. Jak
również niewinność.
- Interesujące – stwierdziłem. – To prawda – dodałem i
wziąłem drugi pędzel. Spojrzeliśmy sobie w oczy i zaczęliśmy malować razem.
Postanowiłem, że nie będę go dzisiaj już męczył o to. Miałem plan. Wiedziałem,
że mnie przez to znienawidzi ale nie miałem innego wyboru. Ktoś musiał mu pomóc
bo zbliżała się zima.
A więc w końcu wrzuciłam coś odpowiadającego tematyce bloga. Dziękuje za każde przeczytanie i wyrażenie swojej opinii. Początkującej zawsze trudno, mam nadzieję, że ktoś tu wpadnie ^^" Do następnej~
Witaj! :)
OdpowiedzUsuńA-Aoiha? ;-; Na prawdę? *^* Weee ^_^ Uwielbiam ten pairing <33
Czy dobrze zrozumiałam? Uru bierze? O.o
Mam nadzieję, że Yuu go z tego wyciągnie, albo sama to zrobię >-< Siłą!
Kai, jak zwykle musi się martwić *___* Jakie to kochanee <33
Mówisz, że to początek? Jak dla mnie całkiem niezłe :)
Aż przypomniały mi się czasy, kiedy "debiutowałam" XDDD
Powodzenia i weny <33